-Wszystko zaczęło się późną jesienią, mniej więcej miesiąc
przed rozpoczęciem przerwy świątecznej. Pogoda tego dnia była jak marzenie,
słońce otulało wszystko swoimi promieniami, chmury zdawały się chować, nawet
wiatr zaczął wiać w drugą stronę. Chciałam poczuć tę magię na własnej skórze,
wyjść z domu i przespacerować się myśląc jedynie o przyjemnym chłodzie na
policzkach. Zaraz po dotarciu do parku zorientowałam się, że nie tylko ja
uważałam spacer tego dnia za dobry pomysł. Ludzie otaczali mnie zewsząd, nie
było ulicy, którą nie przechodziłaby grupka roześmianych nastolatków,
dorosłych, niosących dzielnie na barkach swoje pociechy, jak i zakochanych,
trzymających się za ręce. Dla odmiany stałam samotnie, jedynie z telefonem w
ręku i głową pełną myśli. Bardzo chciałam spotkać się z kimś, miło spędzić czas
i tak jak reszta- po prostu zacząć się śmiać. Ty niestety byłaś czymś zajęta,
nie pamiętam tego dokładnie, do Fabiana mogłam tylko zadzwonić. Przyznam
szczerze, te kilometry dzielące nas zawsze cholernie mnie denerwowały. Prawdę
mówiąc, oprócz was nie miałam nikogo, kto z chęcią by się ze mną zobaczył,
wyłączając oczywiście Angelikę. Ona, choć zawsze chętna do spotkań, równie
często zaprzątała sobie głowę nauką, przez co mimo wielu ustalonych wspólnie
terminów- spotkałyśmy się poza szkołą kilka razy. Postanowiłam, więc zawrócić
do domu po książkę, gdyż, co, jak co, ale czytanie dobrej literatury na ławce w
parku, w tak magicznym dniu, wydawało mi się całkiem znośnym pomysłem. Już ruszyłam
w drogę powrotną, kiedy kątem oczu zobaczyłam jego. Siedział tak jak ja przed
momentem, na tej samej ławce, tak samo pogrążony w myślach. Mimo, iż nie
słyszałam muzyki wypływającej z jego słuchawek, byłam pewna, że jest to rock.
Jego włosy były jasne jak kiedyś, może odrobinę dłuższe. Nie widziałam jeszcze
jego oczu, a już miałam pewność, że kiedy tylko w nie spojrzę, naprawdę
zemdleje. Sama nie wiem jak długo tak
stałam, patrząc w jego stronę jak oniemiała, ale musiał być to bardzo, bardzo
długi czas, gdyż w pewnym momencie zaczął zbierać swoje rysunki. Tak,
szkicował. Już wtedy zupełnie straciłam dla niego głowę. A potem wstał,
uśmiechnął się szeroko i zaczął iść w moją stronę. Gdy tylko zorientowałam się,
co jest na rzeczy, jak najszybciej umiałam, postanowiłam odejść. Luiza,
idiotko, coś ty zrobiła, mówiłam do siebie w myślach, dopóki nie usłyszałam za
sobą tego głębokiego głosu. ,,Hej zaczekaj!” Krzyknął, a ja postanowiłam się
odwrócić, w końcu raz kozie śmierć. Zaryzykowałam.
-Tak?- Zapytałam nieśmiało, specjalnie grając na zwłokę.
-Chciałem się tylko przywitać. Byłem zajęty rysowaniem, kiedy
zorientowałem się, że na mnie patrzysz. Zastanawiałem się przez moment, co musi
być w tym widoku takiego ciekawego, więc po prostu postanowiłem zapytać. No i wtedy
zaczęłaś uciekać.- Ostatnie zdanie wypowiedział z widocznym rozbawieniem, na co
ja się zaczerwieniłam.
-A, to. Przepraszam, nie chciałam, żeby to tak wyglądało, ja
po prostu...Szukałam natchnienia. Masz rację, ze szkicownikiem w ręku, siedząc
na tej ławce w tak piękną pogodę wyglądałeś interesująco. Właśnie wracałam po
swój.-Odpowiedziałam ze spokojem wskazując na jego zeszyt. Jakoś udało mi się
wybrnąć z sytuacji.
-Rysujesz? Fantastycznie!-Widać było, że go zaskoczyłam.-Mam
pewien pomysł, oczywiście, jeśli się zgodzisz. Teraz ty usiądziesz na moim
miejscu, a ja stanę tam, gdzie poprzednio stałaś ty. W tym wypadku nie będziesz
musiała nigdzie iść, a ja upewnię się, czy widok z tamtej perspektywy jest
naprawdę taki dobry.- Odparł, po czym puścił do mnie oko. Domyślił się, że
patrzyłam na niego z innego powodu. Fantastycznie.
Bez sprzeciwu zajęłam miejsce na ławce, po czym zatraciłam
się w gwiazdach, które zaczęły pojawiać się na ciemnym niebie. Skoro już
pozowałam, chciałam, by wyglądało to naturalnie, gdyż po własnym doświadczeniu
wiedziałam, że właśnie to lubią artyści, a na takiego wyglądał mi wtedy ów
chłopak. Za wszelką cenę próbowałam wyrwać się stamtąd jak najszybciej nie
wzbudzając podejrzeń, a jednocześnie rozmowa z nim naprawdę przebiegała mi bardzo
miło. Szkoda byłoby tak odejść w połowie tematu. Już postanowiłam, że donikąd
się nie wybieram, kiedy znowu usłyszałam ten głos.
-Przypominasz mi kogoś. Sam nie wiem, wydaje mi się, jakbyśmy
się już kiedyś spotkali, nie uważasz?- Zapytał, a ja nagle zdałam sobie sprawę
z tego, co wyprawiam. Okłamuję go już na samym początku znajomości, idealnie.
-Typowy tekst. Myślałam, że stać Cię na coś lepszego.-
Powiedziałam niby to się odgryzając, naprawdę modląc się w duchu, by nie
przypomniał sobie, skąd mnie zna. Roześmiał się na moje słowa.
-Nie, to nie to. Kiedy już mam jakieś przeczucie, zazwyczaj
bywa ono prawdziwe. Proszę, powiedz. Spotkaliśmy się już kiedyś?
Powiedzieć, czy nie powiedzieć, zaczęłam rozmyślać.
Ostatecznie doszłam do wniosku, że przecież kłamstwo do niczego nie prowadzi i
lepiej będzie rozstać się od razu, niż robić sobie złudne nadzieje już od
samego początku oparte na faktach nie do końca zgodnych z rzeczywistością.
-Tak. Bardzo dawno i nie wydaje mi się, żebyś jeszcze mnie
pamiętał, a jednak ja wyjątkowo zapamiętałam.
-Zaraz, zaraz, czy my… czy my nie chodziliśmy przypadkiem do
jednego przedszkola?
-Czyli jednak coś udało Ci się przypomnieć. Dokładnie tak
było.- Odpowiedziałam mu z uśmiechem i odetchnęłam z ulgą, że udało mi się
uniknąć kolejnej kompromitacji.
-Luiza, dobrze pamiętam?- Zapytał w końcu z szerokim
uśmiechem na ustach, a mi zrobiło się słabo. Te dołeczki zdawały się jeszcze
bardziej urocze, niż kiedyś.
-Tak. Maksym prawda?- Zapytałam z kolei ja, po czym miałam
ochotę zapaść się pod ziemię. Cholera.
-Czyli twierdzisz, że zapamiętałaś mnie wyjątkowo dobrze,
poznałaś na ulicy po ośmiu latach braku kontaktu, a teraz pytasz mnie, czy
udało Ci się zapamiętać moje imię? Nie powiem, jesteś wyjątkowo zabawna.-
Zaśmiał się serdecznie, a ja po raz kolejny poczułam ulgę. Jak to dobrze, że
posiadał coś takiego jak poczucie humoru…
Zostałam z nim w parku jeszcze kilka godzin, praktycznie do
zmroku. Stwierdził, że musimy dać sobie czas, by nadrobić tyle lat znajomości,
a jaki moment byłby bardziej odpowiedni od tamtego? Dowiedziałam się o Maksymie
wielu ciekawych rzeczy. Uwielbiał szkicować, grać na gitarze, w koszykówkę. Tak
jak od początku myślałam słuchał rocka, czasami też metalu i jazzu. Kiedy tak
opowiadał o swoim życiu, czułam się, jakbym przegapiła coś ważnego, a
jednocześnie bardzo bawił mnie jego sposób mówienia, to jak opisywał swoją
rodzinę, znajomych. Był bardzo beztroski, a ja, która zazwyczaj zachowywałam
się identycznie- czułam się przy nim bardzo zestresowana. Nie dało się oczywiście
tego nie zauważyć. Mój nowy znajomy, co chwilę zwracał mi na to uwagę i prosił,
bym się rozluźniła, co niespecjalnie skutkowało, gdyż takimi słowami peszył
mnie jeszcze bardziej. Może gdyby tak bardzo mi się nie podobał…W każdym razie
naprawdę miło spędziłam czas. Co chwilę śmiałam się nerwowo, lecz z upływem
czasu stawałam się coraz bardziej odprężona i wyluzowana. Powoli zaczęło się
ściemniać, a my postanowiliśmy wymienić się numerami telefonów. Zaklinaliśmy,
że mamy nadzieję na następne spotkania, aczkolwiek brzmiało to dziwnie z jego,
jak również i z mojej strony. Na koniec uśmiechnęliśmy się jeszcze po raz
ostatni i rozeszliśmy w swoje strony. Do tej pory zastanawiam się jak to
możliwe, że niedane nam było wcześniej, doprowadzić do tego spotkania.
-Zdecydowanie mogłabym słuchać tego w nieskończoność.-
Odparłam po wysłuchaniu opowieści przyjaciółki.
-A ja o tym opowiadać.
Nastała krępująca cisza. Zaczęłam zastanawiać się, jak to
możliwe, że niemal w jednym czasie dowiedziałam się tylu nowych rzeczy na temat
Laury, tylu jej tajemnic. Było mi trochę przykro. Nigdy niczego przed sobą nie
ukrywałyśmy, przynajmniej tak mi się zdawało. Tymczasem prawda była taka, że
nie wiedziałam o ważniejszej części jej życia, chociaż mi przecież mogła
powiedzieć wszystko. Czemu zatrzymała to dla siebie? A najgorszy w tym
wszystkim był fakt, że nie mogłam się na nią złościć, co więcej- wybaczyłam
jej. Niemal od razu.
-Nie czas na to, musimy się zbierać. Zrobiło się naprawdę
późno.
-Słucham?- Wytrąciła mnie z rozmyślań i byłam zupełnie
zdezorientowana.
-Musimy wracać.
Spojrzałam na zegarek. Faktycznie, dochodziła dwunasta,
wiedziałam, że państwo Bell na pewno nie będą zadowoleni z naszego powrotu o
tej godzinie, a jednak nie miałam na to najmniejszej ochoty.
-Lauro? Jeszcze jedno.- Zapytała Lu, czym zupełnie mnie
zaskoczyła.
-Mów.
-Dziękuję, że wysłuchałaś tego, co miałam do powiedzenia, że
się na mnie nie gniewasz, chociaż sobie na to zasłużyłam, no i ogólnie,
dziękuję Ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.
-Nie ma sprawy.
Tamtego dnia już więcej nie poruszałyśmy trudnych tematów.
Odpuszczenie sobie ich było nam obu na rękę, chociaż przyznaje, że zawsze
lubiłam te rozmowy. Szczere, przede wszystkim. W przyjaźni właśnie
najcudowniejsza jest ta szczerość, która pozwala nam zrozumieć wszystkie nasze
błędy i prowadzi do tego, że staramy się je naprawić. Pracujemy nad sobą, nad
swoim zachowaniem, osobowością. Nie chcemy, by te same niepowodzenia były nam
wytykane kilkakrotnie, dlatego też robimy wszystko, co w naszej mocy, by przestać
do nich prowadzić. Podobno Człowiek uczy się na błędach, zgadzam się w
zupełności z tym stwierdzeniem, a co więcej- już dawno wprowadziłam je w swoje
życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz