expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

Pójdziemy w trochę inną stronę. Zamiast staroci, będą tematy bardziej aktualne, zamiast samych książek- także i fragmenty wierszy, zamiast pustych zakładek- dużo aforyzmów, a w odpowiedzi na odrobinę krytyki- więcej prac z dziedziny mojej nieudolnej twórczości. Wydawałoby się to idealnym układem, zważając na fakt, iż nowe ,,dzieło" (tak, zdecydowanie uwielbiam pisać to w cudzysłowie) jest już w drodze.


Zacznijmy od początku. :) zapraszam serdecznie na :


http://f-c-barceloona.blogspot.com/

piątek, 19 kwietnia 2013

rozdział szósty


-Wszystko zaczęło się późną jesienią, mniej więcej miesiąc przed rozpoczęciem przerwy świątecznej. Pogoda tego dnia była jak marzenie, słońce otulało wszystko swoimi promieniami, chmury zdawały się chować, nawet wiatr zaczął wiać w drugą stronę. Chciałam poczuć tę magię na własnej skórze, wyjść z domu i przespacerować się myśląc jedynie o przyjemnym chłodzie na policzkach. Zaraz po dotarciu do parku zorientowałam się, że nie tylko ja uważałam spacer tego dnia za dobry pomysł. Ludzie otaczali mnie zewsząd, nie było ulicy, którą nie przechodziłaby grupka roześmianych nastolatków, dorosłych, niosących dzielnie na barkach swoje pociechy, jak i zakochanych, trzymających się za ręce. Dla odmiany stałam samotnie, jedynie z telefonem w ręku i głową pełną myśli. Bardzo chciałam spotkać się z kimś, miło spędzić czas i tak jak reszta- po prostu zacząć się śmiać. Ty niestety byłaś czymś zajęta, nie pamiętam tego dokładnie, do Fabiana mogłam tylko zadzwonić. Przyznam szczerze, te kilometry dzielące nas zawsze cholernie mnie denerwowały. Prawdę mówiąc, oprócz was nie miałam nikogo, kto z chęcią by się ze mną zobaczył, wyłączając oczywiście Angelikę. Ona, choć zawsze chętna do spotkań, równie często zaprzątała sobie głowę nauką, przez co mimo wielu ustalonych wspólnie terminów- spotkałyśmy się poza szkołą kilka razy. Postanowiłam, więc zawrócić do domu po książkę, gdyż, co, jak co, ale czytanie dobrej literatury na ławce w parku, w tak magicznym dniu, wydawało mi się całkiem znośnym pomysłem. Już ruszyłam w drogę powrotną, kiedy kątem oczu zobaczyłam jego. Siedział tak jak ja przed momentem, na tej samej ławce, tak samo pogrążony w myślach. Mimo, iż nie słyszałam muzyki wypływającej z jego słuchawek, byłam pewna, że jest to rock. Jego włosy były jasne jak kiedyś, może odrobinę dłuższe. Nie widziałam jeszcze jego oczu, a już miałam pewność, że kiedy tylko w nie spojrzę, naprawdę zemdleje.  Sama nie wiem jak długo tak stałam, patrząc w jego stronę jak oniemiała, ale musiał być to bardzo, bardzo długi czas, gdyż w pewnym momencie zaczął zbierać swoje rysunki. Tak, szkicował. Już wtedy zupełnie straciłam dla niego głowę. A potem wstał, uśmiechnął się szeroko i zaczął iść w moją stronę. Gdy tylko zorientowałam się, co jest na rzeczy, jak najszybciej umiałam, postanowiłam odejść. Luiza, idiotko, coś ty zrobiła, mówiłam do siebie w myślach, dopóki nie usłyszałam za sobą tego głębokiego głosu. ,,Hej zaczekaj!” Krzyknął, a ja postanowiłam się odwrócić, w końcu raz kozie śmierć. Zaryzykowałam.
-Tak?- Zapytałam nieśmiało, specjalnie grając na zwłokę.
-Chciałem się tylko przywitać. Byłem zajęty rysowaniem, kiedy zorientowałem się, że na mnie patrzysz. Zastanawiałem się przez moment, co musi być w tym widoku takiego ciekawego, więc po prostu postanowiłem zapytać. No i wtedy zaczęłaś uciekać.- Ostatnie zdanie wypowiedział z widocznym rozbawieniem, na co ja się zaczerwieniłam.
-A, to. Przepraszam, nie chciałam, żeby to tak wyglądało, ja po prostu...Szukałam natchnienia. Masz rację, ze szkicownikiem w ręku, siedząc na tej ławce w tak piękną pogodę wyglądałeś interesująco. Właśnie wracałam po swój.-Odpowiedziałam ze spokojem wskazując na jego zeszyt. Jakoś udało mi się wybrnąć z sytuacji.
-Rysujesz? Fantastycznie!-Widać było, że go zaskoczyłam.-Mam pewien pomysł, oczywiście, jeśli się zgodzisz. Teraz ty usiądziesz na moim miejscu, a ja stanę tam, gdzie poprzednio stałaś ty. W tym wypadku nie będziesz musiała nigdzie iść, a ja upewnię się, czy widok z tamtej perspektywy jest naprawdę taki dobry.- Odparł, po czym puścił do mnie oko. Domyślił się, że patrzyłam na niego z innego powodu. Fantastycznie.
Bez sprzeciwu zajęłam miejsce na ławce, po czym zatraciłam się w gwiazdach, które zaczęły pojawiać się na ciemnym niebie. Skoro już pozowałam, chciałam, by wyglądało to naturalnie, gdyż po własnym doświadczeniu wiedziałam, że właśnie to lubią artyści, a na takiego wyglądał mi wtedy ów chłopak. Za wszelką cenę próbowałam wyrwać się stamtąd jak najszybciej nie wzbudzając podejrzeń, a jednocześnie rozmowa z nim naprawdę przebiegała mi bardzo miło. Szkoda byłoby tak odejść w połowie tematu. Już postanowiłam, że donikąd się nie wybieram, kiedy znowu usłyszałam ten głos.
-Przypominasz mi kogoś. Sam nie wiem, wydaje mi się, jakbyśmy się już kiedyś spotkali, nie uważasz?- Zapytał, a ja nagle zdałam sobie sprawę z tego, co wyprawiam. Okłamuję go już na samym początku znajomości, idealnie.
-Typowy tekst. Myślałam, że stać Cię na coś lepszego.- Powiedziałam niby to się odgryzając, naprawdę modląc się w duchu, by nie przypomniał sobie, skąd mnie zna. Roześmiał się na moje słowa.
-Nie, to nie to. Kiedy już mam jakieś przeczucie, zazwyczaj bywa ono prawdziwe. Proszę, powiedz. Spotkaliśmy się już kiedyś?
Powiedzieć, czy nie powiedzieć, zaczęłam rozmyślać. Ostatecznie doszłam do wniosku, że przecież kłamstwo do niczego nie prowadzi i lepiej będzie rozstać się od razu, niż robić sobie złudne nadzieje już od samego początku oparte na faktach nie do końca zgodnych z rzeczywistością.
-Tak. Bardzo dawno i nie wydaje mi się, żebyś jeszcze mnie pamiętał, a jednak ja wyjątkowo zapamiętałam.
-Zaraz, zaraz, czy my… czy my nie chodziliśmy przypadkiem do jednego przedszkola?
-Czyli jednak coś udało Ci się przypomnieć. Dokładnie tak było.- Odpowiedziałam mu z uśmiechem i odetchnęłam z ulgą, że udało mi się uniknąć kolejnej kompromitacji.
-Luiza, dobrze pamiętam?- Zapytał w końcu z szerokim uśmiechem na ustach, a mi zrobiło się słabo. Te dołeczki zdawały się jeszcze bardziej urocze, niż kiedyś.
-Tak. Maksym prawda?- Zapytałam z kolei ja, po czym miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Cholera.
-Czyli twierdzisz, że zapamiętałaś mnie wyjątkowo dobrze, poznałaś na ulicy po ośmiu latach braku kontaktu, a teraz pytasz mnie, czy udało Ci się zapamiętać moje imię? Nie powiem, jesteś wyjątkowo zabawna.- Zaśmiał się serdecznie, a ja po raz kolejny poczułam ulgę. Jak to dobrze, że posiadał coś takiego jak poczucie humoru…
Zostałam z nim w parku jeszcze kilka godzin, praktycznie do zmroku. Stwierdził, że musimy dać sobie czas, by nadrobić tyle lat znajomości, a jaki moment byłby bardziej odpowiedni od tamtego? Dowiedziałam się o Maksymie wielu ciekawych rzeczy. Uwielbiał szkicować, grać na gitarze, w koszykówkę. Tak jak od początku myślałam słuchał rocka, czasami też metalu i jazzu. Kiedy tak opowiadał o swoim życiu, czułam się, jakbym przegapiła coś ważnego, a jednocześnie bardzo bawił mnie jego sposób mówienia, to jak opisywał swoją rodzinę, znajomych. Był bardzo beztroski, a ja, która zazwyczaj zachowywałam się identycznie- czułam się przy nim bardzo zestresowana. Nie dało się oczywiście tego nie zauważyć. Mój nowy znajomy, co chwilę zwracał mi na to uwagę i prosił, bym się rozluźniła, co niespecjalnie skutkowało, gdyż takimi słowami peszył mnie jeszcze bardziej. Może gdyby tak bardzo mi się nie podobał…W każdym razie naprawdę miło spędziłam czas. Co chwilę śmiałam się nerwowo, lecz z upływem czasu stawałam się coraz bardziej odprężona i wyluzowana. Powoli zaczęło się ściemniać, a my postanowiliśmy wymienić się numerami telefonów. Zaklinaliśmy, że mamy nadzieję na następne spotkania, aczkolwiek brzmiało to dziwnie z jego, jak również i z mojej strony. Na koniec uśmiechnęliśmy się jeszcze po raz ostatni i rozeszliśmy w swoje strony. Do tej pory zastanawiam się jak to możliwe, że niedane nam było wcześniej, doprowadzić do tego spotkania.
-Zdecydowanie mogłabym słuchać tego w nieskończoność.- Odparłam po wysłuchaniu opowieści przyjaciółki.
-A ja o tym opowiadać.
Nastała krępująca cisza. Zaczęłam zastanawiać się, jak to możliwe, że niemal w jednym czasie dowiedziałam się tylu nowych rzeczy na temat Laury, tylu jej tajemnic. Było mi trochę przykro. Nigdy niczego przed sobą nie ukrywałyśmy, przynajmniej tak mi się zdawało. Tymczasem prawda była taka, że nie wiedziałam o ważniejszej części jej życia, chociaż mi przecież mogła powiedzieć wszystko. Czemu zatrzymała to dla siebie? A najgorszy w tym wszystkim był fakt, że nie mogłam się na nią złościć, co więcej- wybaczyłam jej. Niemal od razu.
-Nie czas na to, musimy się zbierać. Zrobiło się naprawdę późno.
-Słucham?- Wytrąciła mnie z rozmyślań i byłam zupełnie zdezorientowana.
-Musimy wracać.
Spojrzałam na zegarek. Faktycznie, dochodziła dwunasta, wiedziałam, że państwo Bell na pewno nie będą zadowoleni z naszego powrotu o tej godzinie, a jednak nie miałam na to najmniejszej ochoty.
-Lauro? Jeszcze jedno.- Zapytała Lu, czym zupełnie mnie zaskoczyła.
-Mów.
-Dziękuję, że wysłuchałaś tego, co miałam do powiedzenia, że się na mnie nie gniewasz, chociaż sobie na to zasłużyłam, no i ogólnie, dziękuję Ci za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.
-Nie ma sprawy.
Tamtego dnia już więcej nie poruszałyśmy trudnych tematów. Odpuszczenie sobie ich było nam obu na rękę, chociaż przyznaje, że zawsze lubiłam te rozmowy. Szczere, przede wszystkim. W przyjaźni właśnie najcudowniejsza jest ta szczerość, która pozwala nam zrozumieć wszystkie nasze błędy i prowadzi do tego, że staramy się je naprawić. Pracujemy nad sobą, nad swoim zachowaniem, osobowością. Nie chcemy, by te same niepowodzenia były nam wytykane kilkakrotnie, dlatego też robimy wszystko, co w naszej mocy, by przestać do nich prowadzić. Podobno Człowiek uczy się na błędach, zgadzam się w zupełności z tym stwierdzeniem, a co więcej- już dawno wprowadziłam je w swoje życie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz