expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

Pójdziemy w trochę inną stronę. Zamiast staroci, będą tematy bardziej aktualne, zamiast samych książek- także i fragmenty wierszy, zamiast pustych zakładek- dużo aforyzmów, a w odpowiedzi na odrobinę krytyki- więcej prac z dziedziny mojej nieudolnej twórczości. Wydawałoby się to idealnym układem, zważając na fakt, iż nowe ,,dzieło" (tak, zdecydowanie uwielbiam pisać to w cudzysłowie) jest już w drodze.


Zacznijmy od początku. :) zapraszam serdecznie na :


http://f-c-barceloona.blogspot.com/

wtorek, 9 kwietnia 2013

rozdział pierwszy


(strona z pamiętnika)
*29.06.2012r.
Była sekunda po północy, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że wreszcie rozpoczęły się wakacje. Wstałam z łóżka i powoli podeszłam do okna, które chwilę potem zostało otwarte. Zamknęłam oczy i pozwoliłam, by letni wiatr musnął moją twarz. To uczucie było nieporównywalne z jakimkolwiek innym, to uczucie, kiedy myślimy, że możemy dotknąć gwiazd. 40 sekund, usłyszałam w swojej głowie i skupiłam się na wypowiadaniu życzenia. Ta cała szopka była wpierw niewinnym pomysłem, lecz z roku na rok stawała się coraz bardziej naszą wspólną tradycją. Zwyczajną czynnością, którą wykonywałyśmy wierząc, że pewnego dnia ziszczą się nasze marzenia. Chciałabym, aby te wakacje były niezapomniane. Chciałabym przeżyć najlepsze lato w swoim życiu, poczuć adrenalinę na własnej skórze i żyć… Otworzyłam oczy, a wiatr jakby przestał wiać. Spojrzałam w gwiazdy i odniosłam wrażenie, że uśmiechają się do mnie. Ciekawe, że jeszcze nigdy nie poprosiłam o nic, co mogłoby się spełnić. Nigdy, aż do teraz. Moje życzenie wydawało się błahostką, a jednak to na jego spełnieniu zależało mi bardziej, niż na czymkolwiek innym. Prawdę mówiąc zawsze chciałam przeżyć lato rodem prosto z książek, filmów, kiedy to wszystko układa się idealnie, a dookoła panuje magia. Pozostało, więc tylko odliczać sekundy do moich, wymarzonych wakacji…
 Nickelback przerwał wszelkie rozmyślania. Spojrzałam na wyświetlacz. Luiza. Tak jak zresztą myślałam, zadzwoniła- minimalnie po czasie, a jednak z idealnym wyczuciem. Proszę. Szepnęłam jeszcze do siebie, po czym nacisnęłam zieloną słuchawkę z nadzieją, na lepsze jutro. A raczej dziś.
-Zgadnij, którą mamy godzinę? – Powiedziała z wyraźnym rozbawieniem, może troszkę rozmarzona.
-Pomyślmy, minuta po północy. Dokładnie minuta i dziesięć sekund. Jest 29 czerwca, pierwszy dzień wakacji i pierwszy dzień naszej wolności!- Krzyknęłam z ekscytacją.
-Zgadza się. Widzę, że na te pytanie się przygotowałaś.-Zaśmiała się się- W takim razie zaczniemy od czegoś innego. O co prosiłaś?
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, moja kochana. Pozwól, że w tym roku zatrzymam to dla siebie.
-Co, jak to? Nigdy nie stawiałaś oporów, no przecież to nie może być żadna wielka tajemnica!- Mówiła błagalnym tonem. Pocieszało mnie to, naprawdę lubiłam czasem ją po wkurzać. Tak czy siak, sprawiało mi to ogromną przyjemność.
-Tak, nie stawiałam. I co z tego wynikło? Jeszcze ani razu moje życzenie się nie spełniło.
-To, dlatego, że zawsze myślałaś o gwiazdce z nieba, a nie o czymś realnym! Nie ma w tym żadnej mojej winy.
-W takim razie nie powinnaś się na mnie złościć. Zaufaj mi, nikt przez to nie zginie.
-Dobra, już dobra, możesz skończyć się nabijać. W każdym razie pamiętasz, jak się umawiałyśmy? Masz dokładnie dziewięć godzin do odjazdu naszego samochodu, prowadzącego do krainy, w której wszystkie marzenia nam się ziszczą… 
-Postaram się być na czas. A teraz dobranoc, dzisiaj naprawdę chcę się wyspać! – Krzyknęłam do telefonu już zamykając jego klapkę, kiedy usłyszałam w oddali jeszcze jedno słowo.
-Lauro?
-Tak?
-Prosiłaś o to, by te wakacje były wyjątkowe prawda?
-Dobranoc.- Odpowiedziałam jej krótko i uśmiechnęłam się pod nosem. Znała mnie jak nikt inny, tego nie mogłam jej zarzucić.
-Lauro?
-Tak?
-Obiecuję Ci, że tak będzie. Musimy spełnić twoje marzenie, bo w innym przypadku zwariujesz.- Powiedziała moja przyjaciółka, a mi tylko pozostawało się rozłączyć. Wprost uwielbiałam to, że umiałyśmy porozumiewać się nawet bez słów. Nie zdążyłam o czymś pomyśleć, a ona już o tym mówiła, a kiedy o czymś myślałam, nie musiałam długo tłumaczyć, o co chodzi- ona wiedziała. Może się to wydawać dziwne, nieprawdopodobne, szalone, jednak tak było, a ja byłam z tego naprawdę dumna.
Wstałam z łóżka i zamknęłam okno. Czułam się jakby natchniona, więc postanowiłam to jak najlepiej wykorzystać. Chwyciłam kartkę, ołówek i zaczęłam pisać. Słowa wylewały się ze mnie, jakbym pozbywała się naraz wszystkich swoich emocji. Z początku nie wiedziałam, czym będzie moje dzieło, dopiero po pewnym czasie zdałam sobie z tego sprawę- list. List, a raczej podziękowanie dla osoby, która w pełni na to zasługiwała- dla Luizy. Sama nie wiem, co mnie podkusiło, by go napisać, jednak, kiedy już zaczęłam, wręcz nie mogłam przestać. Ołówek jakby sam wiedział najlepiej, o czym myślę i starał się przenieść moje słowa na papier. Wpadłam na pewien pomysł, genialny wręcz.
Jeśli to czytasz, to znaczy, że coś szczególnego się wydarzyło, albo po prostu znowu szperałaś mi w torbie.  Piszę to dużo wcześniej, więc możesz znaleźć wiele rzeczy, myśli, które zupełnie będą odbiegały od tematu. Zwyczajnie natchnęło mnie, by napisać, dlaczego…
Tak, uważałam, że taki początek powinien wystarczyć. W końcu nie pierwszy raz pisałyśmy do siebie listy. Pamiętam, jak kiedyś, bardzo dawno temu zresztą, napisałam swój pierwszy list do L. Zabawnie to brzmi, list do L, tak tajemniczo. W każdym razie było to lato, chyba dwa lata wcześniej. Luiza wypoczywała wtedy gdzieś z rodziną, a ja siedziałam w domu wyczekując jej powrotu. Ona też, rzecz jasna nie mogła się go doczekać. Od razu po powrocie do Polski, włożyła do mojej skrzynki pocztowej list, w którym opisała wszystko, o czym nie miała okazji powiedzieć mi wcześniej. Pamiętam, jak rozbawiła mnie wzmianka o jej zauroczeniu, o wszystkich tych egzotycznych mężczyznach, a raczej wtedy chłopcach, którzy się nią interesowali. Możliwe też, że było zupełnie odwrotnie, Bóg jeden wie. Pisała to, co czuła i co myślała, więc i ja postanowiłam dać jej od siebie coś podobnego. Nabazgrałam, więc kilka stron listu, w którym zawarłam całe swoje wakacje, podczas których jej przy mnie nie było. Niezbyt zastanawiałam się nad tym, co piszę, to był po prostu rodzaj pewnej siły, który mną władał. Tak jak w momencie, w którym urywa się mój pamiętnik.  Od tamtej pory listy wraz z nami, tworzyły naszą własną, odmienną historię. To Luiza była szczęśliwą posiadaczką naszego cennego dorobku. To ona trzymała wszelkie kartki z dziecięcych pamiętników, rysunki tworzone w podstawówce, a także listy miłosne pisane przez pewne dwie, urocze ośmiolatki. Pozwalałam na to, wiedziałam, że będą u niej bezpieczne, a znaczyły dla nas naprawdę bardzo wiele.
Powiem wam jedynie, że moje marzenie z tamtego lata spełniło się. Było dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam- niesamowicie. Na własnej skórze poczułam adrenalinę, przeżyłam, ale czy było to warte tego, co stało się potem? Nie jestem pewna. Cofnijmy się, więc do minionych wydarzeń.
Zasnęłam wtedy z ogromnym uśmiechem na ustach i nadzieją, że jutro przyniesie same korzyści. Wakacje zapowiadały się na najlepsze w naszym życiu, a to za sprawą przemiłej staruszki, która pozwoliła nam spędzić jej u siebie. Pani Bell była babcią Luizy, a jednocześnie szczęśliwą posiadaczką domu nad jeziorem, do którego właśnie miałyśmy pojechać. Planowałyśmy ten wyjazd już od dobrych kilku lat, kiedy to wpadłyśmy na ten pomysł. Będziemy spały pod namiotem, wieczorami chodziły po łąkach, a między czasie jadły, bawiły się, śpiewały. Snułyśmy plany. Aż w końcu doczekałyśmy się, nastał dzień, w którym miała rozpocząć się nasza przygoda i to napawało nas ogromnym podnieceniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz