expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

Pójdziemy w trochę inną stronę. Zamiast staroci, będą tematy bardziej aktualne, zamiast samych książek- także i fragmenty wierszy, zamiast pustych zakładek- dużo aforyzmów, a w odpowiedzi na odrobinę krytyki- więcej prac z dziedziny mojej nieudolnej twórczości. Wydawałoby się to idealnym układem, zważając na fakt, iż nowe ,,dzieło" (tak, zdecydowanie uwielbiam pisać to w cudzysłowie) jest już w drodze.


Zacznijmy od początku. :) zapraszam serdecznie na :


http://f-c-barceloona.blogspot.com/

czwartek, 4 kwietnia 2013

prolog


Zawsze ciekawił mnie sens, ukryty w pewnym słowie. W słowie przyjaźń. Co tak naprawdę możemy nim określić? Czy przyjaźń oznacza wierność, szczerość, otwartość? A może to uczucie, którego nie da się do końca zrozumieć? Jeśli się go nie pozna, rzecz jasna.
Według mnie przyjaźnią możemy nazwać więzy łączące duszę i serce, a przyjaciółmi- osoby, które pomimo wszystkich szkód, które nam wyrządzają- zawsze pozostają nam bliskie. Oddalają się od nas, odchodzą, a my wciąż pamiętamy. Jesteśmy w stanie zrozumieć wszystko, jeśli naszym przyjacielem jest osoba, której naprawdę ufamy, którą rozumiemy. Mówi się, że w miłości, przyjaźni i na wojnie, można wszystko. Nie prawda. Oczywiście, nie mówię od razu, że coś, co chcemy uczynić nie jest możliwe- o nie. Jednak zanim coś powiemy, zrobimy, powinniśmy się kilka razy nad tym zastanowić, gdyż mimo tego, że przyjaciele są wierni i wiecznie oddani, to nie zmienia faktu, iż są tylko ludźmi, których nigdy nie powinno się krzywdzić.
Wiele osób rozmyśla również nad odwiecznym dylematem. Przyjaźń czy miłość? Cóż, powiem tyle- więź, nie ta, która jest prostsza, przyjemniejsza, lżejsza, a ta, która trwalsza, silniejsza, jest bardziej warta naszego zainteresowania. Jeśli wybieramy miłość- musimy być pewni, że jest ona prawdziwa, wieczna, inaczej jesteśmy na straconej pozycji. Jednak w przypadku, kiedy wybieramy przyjaźń- zawsze zwyciężymy, gdyż prawdziwy przyjaciel także potrafi kochać. Nie jak kochanek, bardziej jak brat, siostra, po prostu rodzina. To także pewien rodzaj miłości, a kto powiedział, że gorszy? Żadna miłość nie może dzielić się miarą lepszej lub gorszej- każde uczucie, niezależnie od nas, jest równie silne i musimy się z tym pogodzić.
Czemu o tym piszę? Chciałabym opowiedzieć wam historię pięknej przyjaźni, opartej wyłącznie na szczerości i zaufaniu. Historię, która porusza serca, wzrusza do łez i bawi, aż zapiera dech. Historię o przyrzeczeniach, moją historię.
Wiele zbierałam się z tym, by podzielić się nią ze światem, czekałam, aż będę gotowa. Ten moment wreszcie nastąpił, a Ja mam nadzieję, iż jestem w stanie przybliżyć wam choć w pewnym stopniu uczucie przyjaźni.

Pamiętacie swoje pierwsze, podwórkowe miłości? Kiedy to siedzieliście na trzepakach pod blokami krzycząc i śmiejąc się do łez, by zaraz położyć się na trawie, złapać za ręce i wpatrywać w gwiazdy? Ja też nie pamiętam. A może bliższe są wam sylwetki przyjaciół, z którymi zamiast do szkoły wybieraliście się na lody, graliście w piłkę, bawiliście się lalkami, samochodami? Tak, mam nadzieję, że większość z was pamięta. A teraz zastanówcie się przez chwilę i powiedzcie imię osoby, która zasługiwała na miano waszego najlepszego przyjaciela. Uwierzcie mi, skoro minęło tyle lat, a wy nadal o niej pamiętacie- musiała być bardzo wyjątkowa. Ja też miałam w swoim życiu tak wyjątkową osobę, jej imię brzmiało pięknie, jak letni wiatr oplatający nasze twarze, by zaraz oddalić się i nieść szczęście komu innemu. Ona była taka sama. Kiedy się śmiała- świat śmiał się razem z nią, kiedy coś mówiła- uważnie jej słuchano, a kiedy rysowała- z zapartym tchem podziwiano jej poczynania i talent. Była niesamowita, to można powiedzieć.
Poznałyśmy się w podstawówce. To był początek pierwszej klasy, a mimo tego wśród tych wszystkich roześmianych dzieciaków, czułam się jak intruz. Patrzyłam na nie nieprzychylnym wzrokiem i odstraszałam. Specjalnie. Miałam dosyć patrzenia na nich, kiedy co chwilę podchodzili, witając mnie z uśmiechem na ustach. Po co, w jakim celu chcieli nawiązać ze mną kontakt? Z pewnością nie były to czyste intencje, a ich zamiary nie były dobrowolne. To wychowawczyni zmuszała ich do zapoznania się z nową dziewczynką w klasie, nie muszę chyba mówić, że ona również nie przypadła mi do gustu. Jedyną osobą, która tak naprawdę zasługiwała na moją uwagę była ona. Trochę niezdarna i nierozgarnięta, a jednak zawsze wesoła, inteligentna. Zainteresowała mnie, choć nie dawałam tego po sobie poznać. Zbywałam ją więc i odstraszałam jak resztę dzieciaków. Nie dawała za wygraną, do czasu. Rok później uświadomiłam sobie, że wszyscy dawno znaleźli sobie przyjaciół, trzymali się w grupkach, a ja byłam samotna. Nikt nie chciał się ze mną zadawać i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę była to moja wina. Dokładnie pamiętam dzień, kiedy Luiza, bo tak miała na imię moja przyszła przyjaciółka, pierwszy raz się do mnie odezwała. Obie czekałyśmy wtedy na świetlicy zabawiając się w najlepsze. Wróć. Ona bawiła się z koleżankami, ja siedziałam w kącie i patrzyłam na nie z żalem. Możliwe, że były wtedy mikołajki, dzień dziecka, lub inne święto, którego nazwa jedno przywodzi nam na myśl- prezenty. Tak i było tego dnia. Nasza wychowawczyni wróciła z zaplecza z najlepszym, co mogła nam wtedy dać- karteczkami kolekcjonerskimi W.I.T.C.H. Sama nie wiem czemu, ale wtedy bardzo się nimi zachwycałam, to było jak pieniądze w doroślejszym życiu- jednocześnie przepustka do popularności jak i waluta, która obejmowała właściwie wszystko. Dostałam wtedy jedną, wymarzoną, której brakowało mi do kolekcji, Luiza dostała tę samą. Wtedy podeszła do mnie i zapytała, czy może się ze mną wymienić, gdyż posiadała już tą, którą dostała w prezencie. Było to dla mnie całkowicie niezrozumiałe iż już wcześniej musiała spostrzec, że w obu naszych rękach spoczywają kartki z identycznym nadrukiem. Na początku więc wahałam się, co powinnam zrobić, jednak później zgodziłam się na jej propozycję. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, a ja odwzajemniłam ten uśmiech. Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że całe to zajście było tylko pretekstem do dłuższej rozmowy. Wiele razy chciałam zwrócić na to jej uwagę, jednak zawsze mnie zbywała. Miałyśmy obie po osiem lat, choć przyznaję, że ja byłam od niej starsza całe trzy miesiące, czego podświadomie zawsze mi zazdrościła. Cieszyło mnie to, czasem nawet bawiło, gdyż lubiłam czuć się starsza- sama nie wiem czemu. Od tamtej pory zaczęłyśmy coraz częściej ze sobą przebywać. Ja miałam szalone pomysły, ona była na tyle szalona, by je realizować. W miarę jak lata mijały, my stawałyśmy się coraz dojrzalsze, inteligentniejsze i niestety mniej wyczulone na krzywdę innych. W pewnym momencie naszego niedługiego życia zaczęłyśmy uważać się za tak zwane klasowe boginie, no wiecie- piękne, zabawne które mogły robić co im się tylko podoba- rządzić, pomiatać i śmiać się z cudzego nieszczęścia. Może teraz trochę to wyolbrzymiam, jednak kiedyś byłyśmy naprawdę niezbyt miłe dla naszych znajomych i reszty otoczenia. Kiedy ktoś mnie zdenerwował, zwyczajnie się na nim odgrywałam, Luiza robiła to samo. Im byłyśmy starsze- tym bardziej nie miłe dla wszystkich, którzy nas otaczali, czym oczywiście imponowałyśmy koleżankom z klasy. Wszystkie chciały być takie jak my co było dla nas jeszcze większą motywacją do działania. Koledzy podchodzili do tego inaczej. Wolę nie opisywać dokładnie tego, jak się do nas odnosili, ale cóż, w zupełności sobie na to zasłużyłyśmy. Kiedy teraz sobie to wszystko przypominam, wprost nie mogę uwierzyć, że mogłyśmy się tak zachować- a jednak. Na całe szczęścia ta cała ,,głupota” minęła nam wraz z przyjściem ostatniej klasy. Zdobyłyśmy wtedy naprawdę wiele przyjaciół, wszyscy, no może większość osób miała o nas dobre zdanie, co więcej- szanowali nas. Czym sobie na to zasłużyłyśmy? Obiecałyśmy sobie przeżyć ten rok najlepiej, jak tylko jest to możliwe. Co dzień wnosiłyśmy do naszej klasy wiele szczęścia, uśmiechu, bawiłyśmy się tak, jak tylko my umiałyśmy, wszyscy uważali nas za wariatki, jedynie tylko w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Starałyśmy się nikomu nie ubliżać, a w zamian za to- pomagać. Pamiętam jak wychodziliśmy na dwór, wszyscy razem. Siadaliśmy wtedy na szkolnym boisku, jedni śpiewali, inni wygrywali rytm na czym się tylko dało, a reszta po prostu rozmawiała. Te rozmowy zdawały się trwać zaledwie kilka minut, lecz prawda była taka, że spędzaliśmy ze sobą czas od świtu, aż do nocy. To wtedy powstały pierwsze klasowe pary, a mur dzielący obie płci zdawał się znikać. Wydawałoby się, że nie może się już lepiej układać, kiedy nadszedł koniec roku szkolnego,  a wraz z nim fala rozstań i rozpaczy. Jedynym, co nas ratowało, był nasz ostatni bal. Dorośli powiedzieliby, że to tylko zwykły polonez, taniec, który prezentujemy, by pokazać, że jesteśmy dorośli i odpowiedzialni. Dla nas to było jednak co innego. To były nasze ostatnie wspólne chwile, możliwość wyjaśnienia sobie wielu spraw, po prostu szansa na dobrą zabawę wśród przyjaciół, z którymi mieliśmy do czynienia większość naszego, wtedy niezbyt długiego życia. Do tej pory pamiętam, jak idąc ostatni raz szkolnym korytarzem, wiele razy chciało mi się płakać. Strasznie przykre uczucie. Jednego dnia wszystko się skończyło i chociaż wakacje trwały dalej- nie mieliśmy ochoty przedłużać tego pożegnania. Idąc do gimnazjum, wraz z Luizą zostawiłyśmy po sobie wiele wspomnień tych złych, jak i tych dobrych. Zyskałyśmy za to przyjaźń, która z dnia na dzień zaczęła stawać się coraz bardziej szczera i prawdziwa, choć jeszcze wtedy nie wiedziałyśmy, jak bardzo może ona wpłynąć na nasze dalsze życie. Dwa różne gimnazja, dwa różne światy, inni znajomi i zupełnie inne życie. Nikt w nas nie wierzył. Wszyscy dookoła powtarzali, że nie ma szansy, by ta więź przetrwała, że wraz z końcem roku- zakończy się nasza przyjaźń. A jak stało się naprawdę? Cóż, powiem tylko tyle. Prawdziwą przyjaźń poznaje się po tym, że nie można jej zawieść.

Byście w pełni mogli zrozumieć historię, którą chcę wam opowiedzieć, pozwoliłam sobie wkleić do niej kilka zapisków z pamiętnika, który prowadziłam tamtego lata. Zacznijmy więc od początku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz