expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

Pójdziemy w trochę inną stronę. Zamiast staroci, będą tematy bardziej aktualne, zamiast samych książek- także i fragmenty wierszy, zamiast pustych zakładek- dużo aforyzmów, a w odpowiedzi na odrobinę krytyki- więcej prac z dziedziny mojej nieudolnej twórczości. Wydawałoby się to idealnym układem, zważając na fakt, iż nowe ,,dzieło" (tak, zdecydowanie uwielbiam pisać to w cudzysłowie) jest już w drodze.


Zacznijmy od początku. :) zapraszam serdecznie na :


http://f-c-barceloona.blogspot.com/

wtorek, 9 kwietnia 2013

rozdział czwarty


Był wysoki. No może nie aż tak, ale na pewno wyższy od nas obydwu. Włosy miał ciemne, przewiązane ciasno bandaną, a oczy niebieskie i głębokie. Wyglądał jak rockman, nie tyle przez stroje, co sam całokształt, jakby urodził się, by być podziwianym. Na nogach miał trampki i dżinsy przetarte na kolanach, a spod miękkiej koszuli wystawał umięśniony tors. Na pewno był od nas starszy, co najmniej dwa, trzy lata, nie można było nie zauważyć. Podczas, gdy my cieszyłyśmy się szesnastymi wakacjami w życiu, dla niego mogły to być prawdopodobnie osiemnaste.
Od samego początku nie mogłam oderwać od niego oczu, choć jego wzrok skierowany były wyłącznie na Luizę. Śmiali się i widać było, że cieszy ich wzajemny widok. Zachowywali się, jakby znali się od dzieciństwa, takie samo zachowanie, wspólne żarty i mało zabawne słowa, które śmieszyły tylko ich. Wspólna przeszłość była w stu procentach strzałem w dziesiątkę. W pewnym momencie Luiza jakby dostała olśnienia. Spojrzała na mnie wymownie.
-Lauro, poznaj Fabiana. Męską wersję mnie samej. Fabianie, oto Laura. Moja najlepsza przyjaciółka, dużo Ci o niej opowiadałam.- Powiedziała bardzo poważnie, po czym wstrzymała oddech.
Chłopak spojrzał na mnie zaciekawiony. Przez kilka sekund nie mogłam oderwać od niego wzroku, choć raczej nikt tego nie zauważył, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Chwila ta, pełna była sprzecznych emocji, dopóki oczywiście nie została przerwana. Na całe szczęście dla mnie, stało się to w miarę szybko tak, że nikt nie zdążył zorientować się, co dzieje się w mojej głowie. Fabian roześmiał się w głos i głosem pełnym kpiny zwrócił się do Luizy.
-I to jest niby ta twoja przyjaciółka? Dobra, nie znam jej, ale tak szczerze, to dziwię się twojemu wyborowi. Przecież ona słowa z siebie wydusić nie potrafi, patrzy się tylko i patrzy i myśli, że dzięki temu coś osiągnie. Chociaż co do jednego miałaś rację, jest wyjątkowo ładna.
Mówił śmiertelnie poważnie, a ja spoglądałam to na niego, to na Luizę zupełnie oniemiała. Miałam ochotę go zwyzywać, rzucić w nim czymś i powiedzieć, co myślę o takich chamskich typach jak on. Do tego jeszcze roześmiał się bezczelnie, jakby powiedział najlepszy ze swoich żartów, a moja przyjaciółka mu zawtórowała, choć w jej zachowaniu wyczułam niepokój. Nie wiedziałam, co myśleć na ten temat, stwierdziłam jednak, że skoro Luiza naprawdę go kocha to nie będę wchodziła im w drogę. Odwróciłam się, więc na pięcie w drugą stronę i zaczęłam iść szybkim marszem.
-Lauro stój!- Dobiegł mnie zza pleców przepraszający głos.
Nie miałam zamiaru zwalniać, a zatrzymywać się tym bardziej, więc tylko zignorowałam krzyki i dalej brnęłam przed siebie. Dopóki się nie przewróciłam. Potknęłam się o próg wyjścia z placu, po czym wpadłam na szkło rozbitej wcześniej butelki. Cholera, zaklęłam pod nosem. Chwilę później pojawili się przede mną L. i ten cały Fabian, który z przerażeniem spoglądali to na siebie, to na mnie.
-Co robimy?! Zaczyna krwawić.-Odezwał się chłopak.
-Może zabierzemy ją do ciebie? Dasz radę Lauro? To niedaleko…
-Nigdzie nie będę z nim szła.- Powiedziałam stanowczo.
-Hej, przepraszam.-Zwrócił się do mnie, patrząc mi w oczy w osłupieniu. Tym razem jakoś inaczej.-Nie chciałem Cię zdenerwować, naprawdę. Nie wiedziałem jak zareagujesz, po prostu często zdarza mi się żartować i najzwyczajniej w świecie się zapomniałem. Nie mówiłem szczerze, przyznaję, myślałem, że to będzie zabawne. Tylko tyle.
-W porządku, możecie mi pomóc.- Powiedziałam po namyśle.
-Poczekaj. Jedno powiedziałem szczerze. Naprawdę jesteś wyjątkowo ładna.- Dodał, po czym uśmiechnął się do mnie, a ja pomimo wcześniejszego oburzenia jego zachowaniem, zarumieniłam się.
-To urocze z twojej strony Fabianie, ale jej naprawdę trzeba pomóc!- Syknęła Luiza, chociaż mi wcale nie przeszkadzało słuchanie komplementów.
-Się robi szefowo.- Odpowiedział jej chłopak, po czym wziął mnie na ramiona. Czułam się trochę jak mała dziewczynka, siedząca na ramionach ojca, chociaż nie powiem, ze to uczucie nie było przyjemne.
Szliśmy, więc w milczeniu, a ja po kolei rozważałam zaistniałą sytuację. Fabian i Luiza zdawali się być ze sobą bardzo związani, widać było, że im na sobie zależy, a jednak zachowywali się bardziej jak przyjaciele, niż jak para zakochanych. To mi właśnie w tej historii nie pasowało. I dlaczego do cholery powiedział mi, że jestem ładna? A L.? W ogóle zdawała się tego nie zauważyć. Nie powinna być zazdrosna, albo, chociaż zganić go za takie zwracanie się do swojej przyjaciółki? Po prostu musiałam się ich o to zapytać, bo czułam, że zanim dojdziemy do jego domu, umrę. Nie z powodu ran, nie były wcale takie duże, raczej z ciekawości. No i była jeszcze jedna rzecz, chyba najgorsza ze wszystkich. On mi się naprawdę bardzo spodobał…
Tą historię wspominam czasem ze śmiechem, a czasem ze łzami wzruszenia w oczach. Poznanie Fabiana zupełnie mnie zmieniło, oczywiście na korzyść. Jego towarzystwo podnosiło mnie na duchu, a wspomnienie jego twarzy wywoływało uśmiech. Jedno słowo wypowiedziane jego ustami sprawiało, że znowu posiadałam chęć do walki i mimo wszelkich tragedii goniłam za marzeniami. Ale do tej części opowieści dojdziemy później…
-Więc jak długo jesteście ze sobą?- Spytałam, zdobywając się w końcu na odwagę.
-Razem? Od urodzenia niemal. Prawda? Jakieś dwanaście, trzynaście lat, odkąd Luiza zyskała świadomość życia.- Odpowiedział mi rozbawiony szturchając lekko w bok moją przyjaciółkę.
O mało, co się nie zakrztusiłam. Jak L. mogła ukrywać przede mną jego istnienie? I to od tylu lat, przecież zdawało mi się, że mówimy sobie o wszystkim, a tu okazuje się, że nie wiedziałam o ważniejszej części jej życia. Sama nie wiem czy było mi przykro, czy raczej  czułam się zawiedziona jej postawą…
-Murowane dwanaście lat. Bardzo się cieszę, że w końcu mi się udało. Moi najlepsi przyjaciele zapoznali się, a nawet się sobie spodobali. Nawet nie wiecie, jaka to frajda.- Mówiła z entuzjazmem Luiza a ja sama nie wierzyłam własnym uszom.
-Jak to przyjaciele? To wy nie jesteście…
-O, wiesz Lu, wydaje mi się, że Laura pomyślała sobie, że jesteśmy parą.- Uzupełnił za mnie Fabian, po czym wybuchł głośnym śmiechem.
-Słucham?-Moja przyjaciółka prawie piszczała, o mało nie padając na ziemię z rozbawienia- Naprawdę tak pomyślałaś? Że ja i on?-Tu zrobiła minę pełną odrażenia, po czym posłała chłopakowi szczery uśmiech.-Skąd, kochana. Jesteśmy przyjaciółmi, znamy się od dziecka. Nigdy Ci nie mówiłam, bo nie chciałam zaprzątać twojej pięknej główki. Wiesz, to byłoby trochę niezręczne opowiadać ci o kimś, kogo nie miałaś okazji poznać, a do tego męcząc Cię swoimi problemami z nim związanymi. Nie odczuwałam takiej potrzeby, aż do teraz. Po prostu stwierdziłam, że najwyższy czas, by wasze drogi się zeszły, a że od dawna obiecywałam Ci ten wyjazd, to stało się. Jesteśmy tutaj, wszyscy, we troje. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
-Ja…skąd. Jestem po prostu zaskoczona. W jednym momencie okazuje się, że w ogóle Cię nie znam.-Jęknęłam z żalem.
-Lu. Jak zwykle zepsułaś taką przyjemną chwilę.- Zawtórował mi chłopak.
-Przepraszam Was, naprawdę. Ale skoro już mam okazję się wypowiedzieć, to Lauro, pozwól, że spytam. Skąd przyszedł Ci do głowy pomysł, że możemy być parą? W końcu nigdy nie wspominałam ci o jakimkolwiek chłopaku, a uwierz, nawet gdybyś nie wiedziała o istnieniu Fabiana, to o moim związku z nim dowiedziałabyś się pierwsza…- powiedziała ze spuszczoną głową, jakby zaskoczona własnymi słowami.
-To przez tę wczorajszą rozmowę. Mówiłaś o miłości, uczuciu szczęścia, a potem ten wpis w pamiętniku. Po prostu fakty zaczęły się ze sobą zgadzać.- Próbowałam wyjaśnić.
-To prawda. Mówiłam o miłości, o radości, o różnych rzeczach. Napisałam historię, która faktycznie obrazuje moją sytuację. I masz rację, zakochałam się.
-Nie wierzę!-Krzyknął F.-Moja mała Lu. znalazła miłość swojego życia?
Luiza zaczerwieniła się.
-Opowiadaj!- Wyrwałam się pierwsza, po czym zorientowałam się, że Fabian wypowiedział to samo słowo, w tym samym momencie, co ja. Obdarzyliśmy się nawzajem uśmiechami.
-Mój kochany, pozwól, że najpierw chciałabym opowiedzieć wszystko Laurze, mam nadzieję, że się nie obrazisz…
Na te słowa ja zdumiałam się trochę, a chłopakowi zrzedła mina. Ostatecznie jednak się zgodził, uporczywie wmawiając nam, że wszystko rozumie i z chęcią zaczeka dwa dni, do naszego powtórnego przyjścia.
Do domu Fabiana doszliśmy w kilka minut po naszej rozmowie, gdzie we dwoje opatrzyli mi rany i zawiązali bandażami. Co chwilę nabijali się, że jestem niezdarna, na co ja odpowiadałam, że za wszystko, co się stało to oni ponoszą konsekwencje. Mimo tego, nadal wszystko ich bawiło, a uśmiechy nie schodziły im z ust. Powiem szczerze, że przyjemnie patrzyło mi się na ich wspólne żartowanie i rozmowy, zachowywali się niemal jak rodzeństwo. Jedno zaczynało zdanie, a drugie je kończyło zachowując pierwotny sens całości. Cieszyłam się, widząc Luizę szczęśliwą, a jednak czułam minimalne ukłucie zazdrości czując, że coś ważnego w jej życiu przegapiłam. Tak, dała mi szansę, by wszystko nadrobić, a jednak to nie było w stanie zastąpić mi tych wszystkich lat życia w nieświadomości. Starałam się nie pokazywać, że jest mi przykro, lecz jak na przyjaciółkę przystało- ona i tak wiedziała, o czym myślę i przepraszała mnie wtedy jeszcze po stokroć, a ja za każdym razem mówiłam nic się nie stało.
Kiedy zaczynało się ściemniać, postanowiliśmy się pożegnać. My miałyśmy jeszcze pewne sprawy do wyjaśnienia, a mój nowy kolega był przekonany, że musi załatwić coś ważnego. Kłamał jak z nut, a jednak jakimś cudem chciało mi się mu wierzyć, gdyż było to na rękę bardziej niż kłótnia, która z góry miała być przegrana. Powiedzieliśmy, więc sobie symboliczne dobranoc i rozstaliśmy się na skraju lasu rozpoczynającego naszą niesamowitą, powrotną podróż. 
Kawałek przeszłyśmy nic nie mówiąc, dając sobie czas jedynie na przemyślenia. Nie szło nam to zbyt dobrze, jednak po straceniu Fabiana z pola widzenia uświadomiłam mojej przyjaciółce, że nie najlepiej postąpiła zatajając przede mną część prawdy. Powiedziałam też, że jej wybaczam i chciałabym, by przestała zamartwiać się tym, co było. Chciałam zacząć żyć teraźniejszością, a bez jej pomocy niestety nie było to możliwe. Potrzebowałam wsparcia. Wsparcia przyjaciółki.
Chwilę później usłyszałyśmy stukot końskich podków i szmer metalowych kół przesuwanych po żwirowej drodze za nami.
-Powóz konny!- Wykrzyknęła Luiza, po czym powiedziała do mnie najgłośniej jak się dało, gdyż wokół zrobiło się ogromne zamieszanie.- Schowaj się za krzakami, a kiedy dam znak, rzuć się za nim biegiem. Rozumiesz?!
Pokiwałam głową. Był drugi dzień wakacji, a ja już zaczynałam bać się o własne życie. Mimo to, perspektywa powrotu do domu sposobem innym, niż pieszo bardzo mi się podobała. Postanowiłam zaryzykować i posłuchać L. w tej jednej, konkretnej sprawie. Tak jak nakazała, schowałam się tak, bym nie była widoczna woźnicy i czekałam w milczeniu wpatrując się w szaloną pomysłodawczynię. Byłam skupiona jak jeszcze chyba nigdy, kiedy usłyszałam głośny huk. Spojrzałam się za siebie. Luiza rzuciła kamieniem w lampę latarni, która zaraz po tym, momentalnie zgasła. Uśmiechnęła się do mnie. Zaczęła biec, a ja tuż za nią, co chwile wyprzedzając ją i zwalniając z powrotem. Do celu dobiegłam jednak pierwsza. Wskoczyłam na wystającą, drewnianą belę, starając się tym samym zachować równowagę, po czym wyciągnęłam rękę do przyjaciółki. Chwyciła ją i obie wylądowałyśmy na stercie siana, umieszczonej z tyłu powozu. Byłyśmy w niemałym szoku, jednak po kilku sekundach i on minął, a zastąpiły go o wiele lepsze uczucia- niewyobrażalna radość i rozpierająca duma. Spojrzałyśmy się na siebie, po czym momentalnie zaczęłyśmy się śmiać. Wprost nie mogłyśmy nad tym zapanować, co tylko pogorszyło naszą sytuację. Na szczęście woźnica niezbyt zainteresowany był tym, co dzieje się za nim, patrzył wyłącznie przed siebie z głową uniesioną wysoko. A my? Cieszyłyśmy się z sukcesu jednocześnie przeklinając swoją głupotę.
-Co Ci przyszło do głowy, Lu? Wiesz, że to mogło się źle skończyć prawda?
-Tak, zdaję sobie z tego sprawę, ale było całkiem zabawnie, co nie?- Odpowiedziała mi pytaniem na pytanie, śmiejąc się jednocześnie.
-No jasne, najlepsze przeżycie od bardzo dawna wiesz?
-Taki efekt właśnie chciałam uzyskać. Więc… będziemy nadal zadawały sobie pytania, czy porozmawiamy o czymś poważniejszym?
-Co masz na myśli?
-No i znowu zadajesz pytanie!- Krzyknęła i roześmiała się.
-Ciszej, bo jeszcze ten z przodu usłyszy.-Zawtórowałam jej.
Nie ważne jak bardzo się starałyśmy, nie udało nam się przeprowadzić na saniach rozmowy, o jaką nam chodziło. Mimo to bawiłyśmy się wspaniale. Opowiadałyśmy sobie żarty, rozmawiałyśmy na tak zwane ,,luźne’’ tematy, przez co mogłyśmy odprężyć się już do końca i wreszcie poczuć, że trwają wakacje. Nasza sielanka nie mogła trwać jednak w nieskończoność. Wiedziałyśmy, że zachowujemy się głośno, nie zdawałyśmy sobie jednak sprawy z tego, że oprócz naszych głosów, dookoła panowała cisza. My mówiłyśmy w najlepsze, a mężczyzna, który zapewnił nam tyle atrakcji- stał się naszym najwierniejszym słuchaczem. Gdy tylko przekroczyliśmy znak witający w Nagoszewie, postanowił najzwyczajniej w świecie się nas pozbyć, co też oczywiście uczynił. Do tej pory pamiętam, jak stukot kopyt ucichł, a powóz zatrzymał się. A potem ten złowieszczy, męski uśmiech i twarde lądowanie na ziemi. Cóż, powiem, że było warto. Na pewno takich wspaniałych wspomnień i doświadczeń, które, choć może wydawać się inaczej, nauczyły mnie przede wszystkim asertywności.
Upadając na ziemię poczułam coś jeszcze, umocnienie się więzów przyjaźni między mną, a Luizą. Pewien mądry człowiek powiedział kiedyś, że nie są przyjaciółmi Ci, którzy wiedzą o naszych najmilszych wspomnieniach, a ci, którzy je z nami dzielą.
-Zamknij oczy.- Poprosiła L. niemal szeptem.
-Nie mam pewności, dokąd…
-Spokojnie, nic złego się nie wydarzy. Tylko zamknij oczy, chcę ci coś pokazać.
Opuściłam, więc powoli powieki i czekałam, a w głowie kłębiły mi się setki myśli. Ufałam jej jednak i wiedziałam, że nie zrobi nic, co mogłoby mi się nie spodobać, pozwoliłam się, więc prowadzić. Szłyśmy bodajże leśną ścieżką, nie mam pewności, lecz wnioskuję po ostrych, iglastych gałęziach, które lekko raniły moje nogi. Dookoła roztaczał się zapach lata, który znany był mi niemal na pamięć i wspominać go mogłam również we śnie. Nie wiem dokładnie ile czasu zajął nam spacer, nie mogłam, więc określić, jak daleko znajdowałyśmy się od domu. Nie niepokoiłam się. To było do mnie nie podobne, gdyż przeważnie to właśnie za to mnie ceniono. Za rozwagę, odpowiedzialność, dojrzałość emocjonalną i opanowanie. Wiem, że to może nie brzmieć najlepiej, lecz zazwyczaj obracałam się w towarzystwie dorosłych. Oni uważali te cechy za szczególnie ważne i cieszyli się, że je posiadam. Ja natomiast wolałam, gdy mówiono, że jestem zwariowana, umiem korzystać z życia, a dźwięk mojego śmiechu unosi się na wietrze, rozsiewając wokół siebie szczęście. Rzadko słyszałam takie komplementy. Luiza uporczywie próbowała wmówić mi, że dorośli po prostu są w stanie docenić w nas, co innego niż to, co naprawdę mamy w sobie wspaniałego. A tą rzeczą są nie o tyle pojedyncze cechy naszego charakteru, a całe nasze wnętrze, na które składają się przemyślenia, uczucia i przeżycia, które ten charakter umacniają.
Przyjaciółka kazała mi się zatrzymać, co zresztą po krótkiej chwili uczyniłam.
-Zdejmij opaskę.-Powiedziała zachęcająco.
Posłusznie wykonałam polecenie, po czym prawie zemdlałam z wrażenia.
Nigdy nie zapomnę tego widoku, gdyż był on najpiękniejszym obrazem w całym moim dotychczasowym życiu. Otwierając oczy ujrzałam przed sobą ogromne jezioro o kształcie serca. Wprost idealne pod każdym względem. Jego woda była przejrzysta i chłodna, a ono samo otoczone było z każdej strony sosnami, świerkami, po prostu drzewami, które komponowały się z nim tak, jakby wszystko powstało w wyznaczonym celu. Stworzone przez jedną osobę, nie przez naturę. Przy brzegu dryfowała jedna, samotna łódka, która swoim wyglądem zapraszała, by z niej skorzystać. Drewniane molo, również miało swój urok, chociaż stare i doświadczone latami. W oddali błyszczał księżyc, na którego widok przeszedł mnie dreszcz. Była pełnia. To uczucie wydawało mi się niesamowite, to miejsce było niesamowite. I niosło za sobą wiele pięknych wspomnień…
-Skąd…jak…to jest takie…- nie umiałam wydusić z siebie słowa, które opisałoby mój zachwyt.
-Idealne? Piękne? Czarujące?
-To coś więcej…Czuję, jakbym zostawiła tu kiedyś cząstkę siebie, a dziś z powrotem upominała się o nią.
Luiza odrobinę posmutniała.
-Widzisz tą łódkę, o tam?- Wskazała palcem na obiekt, któremu już wcześniej uważnie się przyglądałam.-Fabian ją zbudował. Wyrył na niej nasze imiona, chodź, pokażę Ci.
Ruszyłam za przyjaciółką. Faktycznie, były tam. A dokładniej napis, jakaś sentencja, której nie mogłam rozczytać.
-Masz może ochotę?- Wskazałam na słowa, wyrzeźbione w drewnie.
-,,Na świecie jest kilka rzeczy, które powinny być dla nas niezwykle ważne i niepowtarzalne. Uczucie miłości, przyjaźni i wiara. Miłości jeszcze nie doznałem, natomiast wiara jest częścią mego życia od zawsze. Tak jak przyjaźń. Ostatnio poczułem także coś innego, tęsknotę. Siedząc tu teraz i obserwując pełnię księżyca mam wrażenie, jakbym w tym właśnie miejscu pozostawił kiedyś cząstkę siebie. Powołując się teraz na moją wiarę, upominam się o to, co zostało mi odebrane.” A na dole podpis: dla Luizy na pamiątkę przyjaźni. Fabian.
-Ale przecież to jest…
-To, co przed chwilą powiedziałaś. Czujesz dokładnie to samo, co on wtedy…

5 komentarzy:

  1. Kocham ♥♥♥ proszę, pisz dalej bo nie wytrzymam!! Co dalej?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :) następny rozdział ukaże się jutro po południu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww, jesteś genialna. Rozdziały są długie i to ogromny plus, choć nadal tkwi we mnie pewien niedosyt - chcę więcej! :) Coś czuję, że Laura będzie z Fabianem, ale może być to mylne przeczucie. Czekam niecierpliwie na kolejne części historii, bo wciągnęła mnie niesamowicie. Każde opowiadanie o nastolatkach wydawało się być dla mnie nudą, ot co. A to.. MAGIA! Pisz dalej, i nie przestawaj. Dodaję oczywiście do obserwowanych, no i zapraszam do poczytania moich wypocin o apokalipsie : morethanend.blogspot.com
    Dziewczyno, otwierasz mi oczy na coraz to inne aspekty przyjaźni, ludzi i świata. Dziękuję! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziękuję :) Ja otwieram oczy, a właśnie tacy ludzie jak Ty, są dla mnie motywacją. :)

    OdpowiedzUsuń